Z ruin Unesco ruszam na polnoc. Stopek sluzy i wieczorem laduje w Kamphaeng Phet. Tam nocuje w swiatyni. (fajny sposob na zwiedzanie tajlandzkich swiatyn nie?). Rano ciekawie bo juz mialem wychodzic gdy na sniadanie zapraszaja. Ale to nie bylo normalne sniadanie. Otoz z rana byla pudza, podczas ktorej miejscowi przynosza jedzenie dla mnichow.(grubaski) Ustawiaja wszystko przed nimi a gdy ci skoncza pudze to palaszuja z przyjemnoscia wszystkie dary. Nastepnie miejscowi co zostalo rowniez zjadaja, I ja razem z nimi. Zasiadlem na podlodze, razem z sedziwymi Paniami i napelnilem jelita. 
Nastepnie pelen pozytywnej energii ruszylem stopikiem w kierunku miejscowosci o optymistycznej nazwie "TAK". Pierwszy stop byl tez ciekawy. 
Pani sie zatrzymuje i pytam gdzie jedzie. 
Ona odpowiada cos w Tajskim. 
Ja na to ze do Tak jade, a ona? 
"Tak"?.
No ja odpowiadam ze Tak. 
I pojechalismy razem do najblizszej stacji benzynowej. he he 
Potem gladko jechalo sie przez przygraniczne rejony. Pieknie poprostu pieknie. 
Takie mialem mysli jadac na pace pikapa przy granicy z Birma.
Ze dobry podrozniczy fotograf to:
1. Zawsze trzyma aparat pod reka.
2. Jak jest swiezy w tym interesie to ustawia na Auto i strzela gdzie popadnie.
3. Albo bawi sie w ustawianie. Przymierza.... a potem i tak zdjecia zrobic nie zdarzy. 
he he 
Potem zobaczycie na moich fotach co mialem na mysli. 
Jak sobie o tym myslalem to tak sie smialem do rozpuchu ze pewnie ludzie ktorzy mnie wiezli pomysleli ze jestem wariat jakis.
P.S. 
Slonia wyploszylismy z Jungli!!!