5 godzin lotu i o polnocy laduje w Perth. Jeszcze przed ladowaniem jakas smieszna dezynfekcja wnetrza samolotu. Potem przeglad rzeczy w poszukiwaniu swiezego jedzenia. Zgarneli mi czosnek!!! He he lecz bardziej na tych przepisach traca Chinczycy bo ci to dopiero zarcia naprzywozili.
No i oczywiscie bez podania adresu osoby kontaktowej to nie mozna tak sobie poprostu wjechac do Australii.
"No przeciez Pan nie moze tak poprostu bez adresu wjechac do tego kraju"! Paranoja
Nie budze mojego CS-era. Wychodze z budynku lotniska i w zacisznym miejscu sie rozbijam.
Dobre sobie jest 17 stopni celsjusza. Czyli w porownaniu z tropikami. Zimno!!!
A moj spiwor w Darwin sie kisi!!!
Jakos przesypiam w moich cieplych ciuszkach.
Katar meczy mnie juz od 3 dni. Gdzies sie musialem przeziebic. Ta noc nie nalezala do najprzyjemniejszych.
Rano dziwnie, sucho i chlodno zakladam nawet kurtke.
Autobus z pod lotniska za jakies zdzierskie pieniadze 20 DUA.
Lapie stopa i prosze podwozi mnie Hindus.
Wysadza przy stacji kolejki podmiejskiej. Wszystko jeszcze spi, ludzie w wiekszosci jedza sniadania w restauracyjkach i kafejkach. Ja tez cos tam wybieram ze sklepu.
Chyba jestem troche oszolomiony. Tyle bialasow, roznych rozmiarow. Nie widzialem od 2 lat. Nie ktorzy mnie tez obserwuja. Oni juz wiedza ze nie jestem lokales. Dla nich jestem Backpakerem czyli kims kto podrozuje z pleckaiem i spi po hostelach. W Samym Perth jest chyba z 25 hosteli z nazwa Bacpacker w tle.
Po skromnym sniadaniu ruszam do miasta. Robie wywiad, mapy, przewodniki, ceny. Kontaktuje se z Richardem z CS. Odbiera mnie dopiero popoludniu.
Moj plan na Austalie??
Znalezc prace nielegalnie w dobie kryzysu. Swietne zajecie co??
No i od nowa rozmazywac gowno na tylku papierem toaletowaym bo przeciez wszedzie siadane.
White man land.
Zauwaza sie tez kilka australijskich ciekawostek. Np. Brodaci skrzaci z wielkim brzuchem w autobusie. Czlowiek w pociagu z deska serfingowa. No i oczywiscie uprzejmie do bolu.
PO 2 TYGODNIACH LICHEGO SZCZESCIA, ZMIENIAM STRATEGIE. CZAS RUSZYC W TZW. COUNTRYSIDE.
Takie jedno plemie w Indonezji ma powiedzenie: "Travel to find your fortune" No to TRAVEL w tym jestem dobry!
SZWEDAM SIE JAKIES 250 KM NA POLUDNIE OD PERTH. Dzwonie do roznych farm i plantacji. Kolejny dzien, spie jest zimno, jem tanie bulki z piekarni z czyms co przypomina nutelle. Lapie stopa zatrzymuje sie jakas laska, wymadrza sie o czystosci wody w Australi.(Sama pracuje w organizacji sprawdzajacej poziom zanieczyszczenia w wodach gruntowych). Podsmiewam sie i mowie jej ze plywalem w Gangesie. Po paru jeszcze zdaniach, proponuje mi prace, bede malowal jej dom!! he he praca . And you never know when the luck will come to you!!