W nieszczesciu szczescie mnie nie opuszcza ruszam dalej do Pokhary. Lapie szybkie stopy i smigam jak wiatr.
TEKST O INDIACH
Witam, wszystkich po dlugiej przerwie. hmmm dlugo nie pisamem jakos sie zebrac nie moglem.
Jako ze jestem w Katmandu to chyba najwyzszy czas napisac cos o Indiach.
Wjechalismy tam razem z Goska przez jedyne przejscie granczne z Pakistanem w Amritsar i jak najszybciej postanowilismy proc na Goa gdzie mielismy sie spotkac z jej kolezanka Pati. I nagle po muzulmanskim Pakistanie wstepujemy do innego swiata. Problemy zoladkowe odchodza w dal, jest tanie i dobre zarcie (zostaje wegetarianinem na jakis czas) stopem sie jedzie szybko i daleko w jeden dzien z Armitsar dojezdamy do Dehli. Golden Temple to chyba do tej pory najlepsza swiatynia w jakiej kiedykolwiek bylem. No generalnie relaksik. W Dehli wpadamy w pulapke duzego miasta wysiadamy w nocy, nie mamy hosta i nawet nie wiemy gdzie jestesmy w koncu po kombinowaniu noc spedzamy w szpitalnej poczekalni dzieki uprzejmosci lekarza ordynatora. Oboje nosimy jeszcze nasze Pakistanskie ciuszki co sprawia ze ludzie z daleka wolaja na mnie Afgani, Pakistani.
Nie zamilo, chyba sie zabardzo z Pakistanem nie lubia.
No ale z Karakorum i sniegow Nanga Parbat trafiamy w poczatek najgoretszej pory roku w Indiach wiec goraco nam doskwiera. W Dehli po odbiorze poczty 5 dniowy maraton stopowy na Goa. z tego pamietam tylko goraco ciezarowki smrod, kuz, nie ma gdzie sie umyc. generalnie nie zaciekawie. zeby zdarzyc bierzemy w koncu Pociag.
Pierwsze wrarzenia z nocowania w namiocie w Indiach tez generalnie nie za wesole bo po nocnym rozbiciu sie z rana budza nas wrzaski Hindusow na dodatek rzucajacych ziemia w namiot zebysmy zabrali sie z ich ziemi (klepisko) No nie byli zbyt goscinni i perspektywa 3 miesiecy w Indiach nie rysowala sie za blekitnie.
Po dotarciu na Goa trafiamy znowu do innego swiata. do wniosku tego dochodze gdy mija nas biala laska w bikini na skuterze. Co, gdzie? tu w Indiach gdzie kobiety chodza zakryte od szyji do kostek!!!!!
A jednak biali niezle przerobili ta czesc Indii. na Goa spedzamy 10 dni spiac w dzungli i relaksujac sie na plazy. ja oczywiscie zdobywam swoje pierwsze kokosy. Nie ryzykowalem wspinaczki na palme bez jakiegos miejscowego ktory by mi to pokazal najpierw. Po tem udajemy sie do Bombaju pozegnac Patrycje i przywitac Ojca Gosi. Dwa tygodnie planujemy sobie razem po Indiach pojezdzic. hmmm no ale nic w Indiach nie jest takie proste po 2 dniach psuja sie hamulce i malo co nie konczac w rowie jestesmy uziemieni 100 km od Bombaju. dupa.
Postanawiamy ze ja pojade do Bandipur N.P. a oni poczekaja na naprawe i spotkamy sie pozniej.
I tak zaczelo sie "samotne Pawla slonia szukanie".
Ktore mozna po czesci zobaczyc na blogu. Po dojechaniu tam zmierzylem sie z wszystkimi problemami ktore czekaja tam na bialego turyste.
Otoz do parku nie mozna sobie tak poprostu wejsc bo jest to ustawowo zabronione nawet Hindusy nie moga jedyny sposob to wykupic wycieczke dzipem w postaci safari i zobaczyc co ci kierowca pokaze albo i nie!!
gdy tam zajechalem postanowilem sprobowac zwiedzic Park od tylnych drzwi. Mialem szczescie bo gdy zmierzalem samemu nie wiedzac jeszcze gdzie zatrzymal sie samochod na stopa z Visznu wyluzowanym gosciem ktory "normalnie takich rzeczy nie robi ale tym razem postanowil sie zatrzymac" Okazuje sie ze jedzie przypilnowac budowy domu swojej znajomej. I w ten sposob zatrzymalem sie u Sunni miejscowej dzialaczki na rzecz ochrony przyrody i artystki zarazem. Otworzyla mi troche oczy na to co sie dzieje w Parku i okolicach.
c.d.....
Otoz ochrona tych zwierzakow nie jest taka latwa. Miejscowi wypasaja bydlo w granicach parku i wycinaja drzewa na opal. (sa poprostu biedni) Klusownictwo to tez super biznes dla miejscowych ktorzy za jednego slonia czy tygrysa moga zyc przez 2 lata. Caly ten proceder doprowadzil do tego ze czolowymi samcami w parku nie sa juz duze "taskery" tylko mniejsze samce bez klow. To wszystko prowadzi do oslabienia gatunku. Sloni jest i tak generalnie za duzo wiec wychodza poza park w poszukiwaniu pozywienia i niszcza i tak marne plony miejscowych wiesniakow.
Ja spedzilem tam 4 dni chodzac po okolicy(nielegalnie) i ogladajac co sie da. Slonia jednak dzikiego nie widzialem tylko slady. One naprawde maja takie scieszki ze bys sie nie spodziewal.
Przy tym slon to niebezpieczne zwierze wiele razy bylem strofowany przez Sunni zebym nie chodzil sam wczesnie rano lub pod wieczor.
Tygrys czy tam Pantera to pikus z reguly obchodza czlowieka duzym lukiem ale Slon sie nikogo nie boi i w obronie mlodego poprostu atakuje, a takiemu bydlakowi trudno wyperswadowac ze ty jestes mala mrowka i mu krzywdy nie chcesz zrobic. Skoro wszyscy ludzie w okolicy je strasza i przesladuja.
Ogolnie rzecz biorac park jest piekny znajduje sie w terenie gorzystym z prawdziwa dzungla co robi niesamowite wrazenie.
Po tym wszystkim nasuwa mi sie taki wniosek. ze najlepiej chronia przyrode choc nie dokonca w uczciwy sposob sami mysliwi! Moze to brzmi strasznie dla "dzialaczy" ale uwierzcie mi najwieksze parki narodowe w Indiach w ktorych znajdziesz najpiekniejsze zwierzeta swiata itp. byly jeszcze 50-30 lat temu prywatnymi terenami lownymi krolow, Maharadzy. Podobnie jest w Polsce. Dlaczego mamy Zubry, wilki i cala ta zgraje zwierzakow. Odpowiec jest prosta bo jest ktos komu oplaca sie je miec. A w takim Bandipur N.P czy Sasan(tresc nizej) polowac nie mozna a miejscowi i tak klusuja i nie ma nad tym zadnej kontroli przy tym samo klusowictwo to nie koniec najgorzej jest gdy takim zwierzaka zabiera sie naturalne srodowisko. To najlepsza droga do wyginiecia gatunku. Wyciac lasy i wybic zwierzaki. Posadzic kukurydze bo przeciez cos trzeba jesc!! Nie?
A gdy sa mysliwi (Przyklad Polski jest idealny) pomimo ze sami poluja to tez bronia swojego przybytku i dokarmiaja. Co rowna sie kontynuacji gatunku choc moze w nie do konca naturalny sposob ale zawsze to cos. Mysliwi to z reguly majetni ludzie, z pozycja spoleczna takim nikt nie podskaczy. I na nic kolejne prawa, zastrzerzenia jak nie jest w niczyim interesie dbanie o istnienie gatunku. No coz mozna by na ten temat dlugo.
No to tyle o parku w Bandipur.
Potem po spotkaniu z Gosia i jej ojcem uderzylismy na zwiedznie troche miasta troche starorzytnych ruin i znowu do Bombaju porzegnac Vovo. Ogolnie bylo bardzo milo.
W Bombaju Gosia poprosila mnie zebysmy sie na jakis czas rozlaczyli to znaczy ona chciala jechac i trenowac Joge w Riszikeszu i byc troche sama ze soba. Ja na to ok chcesz jedz.
Sam zdecydowalem ze drugi raz w te rejony nie bede jechal wiec czas zwiedzic Gujarat i Rajastan. Gosia autobusami do Riszikeszu a ja stopem najpierw do Sasan Gir Park z ostatnim azjatyckim lwem.
No lapanie stopa samemu ??? .....
Ale dziala i jade czasem krocej czasem dluzej ale jade. Przypomne ze Gujarat razem z Rajastanem to pustynne rejony gdzie pora goraca najbardziej daje sie we znaki srednia w Maju 42 C i rosnie. Musze przyznac ze bylo to dla mnie wyzwane. Po dotarciu do Sasan Gir Park postanowilem sprobowac jeszcze raz od tylnych drzwi, lecz nie okazalo sie to takie latwe jak w Bandipur. Po pol dnia spedzonym w jednej miejscowoscie na granicy z parkiem i zastananawianiu z ktorej strony po cichu wjechac, nawet juz z miejscowymi zaczelem sie kumac.
Jednak ich goscinosc jest daleka od tego co my znamy. Wziolem wieczorny autobus przejerzdzajacy przez srodek parku na druga strone lacznie jakies 50 km. W trzeszczacym i rospadajacym sie autobusie zaczelem ogladac park.
Gdy tu nagle przy jednym z posterunkow autobus sie zatrzymuje a wszyscy miejscowi wystawiaja glowy za okno z poruszeniem i wrzaskami sasan, sasan!!
Ha okazuje sie ze jeden z samotnych samcow postanowil sobie polezec na drodze hmmm no to i ja wystawiam leb za okno. No ale tu dopiero smieszna historyjka sie zaczyna bo moj pierwotny plan byl taki zeby gdzies w srodku parku wysiasc i tam przenocowac. Myslac ze to moze byc moje miejsce lapie za plecak i wysiadam. na zewnacz autobusu bylo mnostwo straznikow uzbrojonych tylko w dlugie bambusowe kije co upewnilo mnie ze te lwy nie atakuja ludzi, tylko ewentualnie bydlo domowe. Po wyladowaniu sie z autobusu, wylatuje do mnie gruby Hindus z wrzaskiem zebym natychmiast wsiadal z powrotem i wpycha mnie do autobusu. hmmm ... w miedzy czasie lew postanawia sobie odejsc. ja zadnego zdjecia nie zrobilem i siedzialem z powrotem w autobusie wsrod zdziwionych Hindusow. Potem probowalem jeszcze raz wysiasc ale to znowu skonczylo sie podobnie. Po dniu pelnym wrazen zanocowalem w wyschnietym korycie rzeki tuz po wyjechaniu za granice parku.
Co sie okazalo potem "moi drodzy sluchacze" to to ze park w ogole zostal zamkniety dla obcorkrajowcow z wyjatkiem wycieczek Safari. z Powodu chryi jaka miala miejsce 4 tygodnie przed moim przyjazdem. Otoz grupa klusownikow wsrod ktorej byli rowniez straznicy parku ukatrupila 9 lwow, w celach handlowych. Wszystko to wyszlo na jaw i generalnie podniesli jeszcze wyzej restrykcje. No tak sobie musle ze teraz to bez swiatkow moga wybic wszystkie lwy i nikt sie o tym nie dowie.
Potem jeszcze probowalem sie dostac w rozne miejsca. Np. na wieze obserwacyjna ktora nie byla w granicy parku ale konczylo sie to podobnie. Host tym razem ludzie byli bardziej uprzejmi.
No ale w koncu lwa azjatyckiego widzialem. !!!!!
Nastepnie z poludniowych rubierzy Gujarat ruszylem na pólnoc na pustynie Kuch do miejscowosci Bhuj gdzie ugoscil mnie czlonek hospitlity club i spedzilem sporo fajnych chwil. Miedzy innymi odwiedzilem czlowieka (sadu) ktory kultywujac tradycje swojego poprzednika spedzal co dziennie 1 godzine na glowie. (jego mistrz spedzil tak 7 lat) i spozywal tylko mleko. Byla to taka jego forma modlitwy w celu dojscia do "nirwany"
Nastepnie ruszylem do Rajastanu znowu pustynia i goraco najgorsza pora roku Maj/Czerwiec. Widzialem nawet dosc niegrozna burze piaskowa. W Rajastanie odwiedzilem "najwazniejsze atrakcje regionu"
Jakie i gdzie to zobaczcie na blogu.
Cala ta moja wyprawa po pustyniach trwala jakis miesiac, wiekszosc czasu nocowalem w namiocie, jadlem w miejscowych knajpkach lub gotowalem sobie na ognisku.
Musze przyznac ze camping w Indiach to taka mala zabawa w komandosa. W sumie nigdy nie mozesz przewidziec gdzie sie zatrzymasz, i gdzie mozesz spac. Kazda osada ludzka to potencjalne zagrozenie- mam na mysli ludzi ktozy nie dadza ci spokoju czegos beda od ciebie chcieli i koneic koncu mozesz nie spac cala noc.
Wiec po zmroku nie uzywajac zadnych wspomagaczy (latarka) szukalem kawalka ziemi ktora da ci jakies schronienie na noc. i musze przyznac ze najlepsze okazywaly sie koryta wyschnietych rzek. rzadko odwidzane i niezagospodarowane rolniczo przez Hindusow, choc nie zawsze. Z rana na 99% moze sie ktos pojawic na horyzacie dla ktorego ty jestes jak ufo!! wiec skoro swit trzeba sie poprostu zwinac i ruszyc dalej. Wiele razy sie zdarzalo ze okolo 10 w nocy ktos mnie zauwazyl to znaczy przylazil i dupe zawracal. Wiec musialem sie zwijac i ruszac w poszukiwaniu innego miejsca. Tak tak prosze panstwa jesli nie jestej biala kobieta to nie masz co liczyc na goscinnosc tego narodu. Wiekszosc razy mozesz liczyc na nie goscinnosc poloczona z wscibskoscia i natretnoscia.
Takie mam wrazenia choc nie mozna ich sobie generalizowac i Indie maja tyle roznych oblicz ile mieszkancow czyli ponad miliard.
Najczesciej zadawanymi pytaniami sa "what name?,
Do you like India? Do you speak Hindu? What county name?
Choc czesciej po prostu z beszczela impertynecja krzycza z drugiej strony ulicy NAME NAME ?!?!?!? albo HALO HALO. jak by mysleli ze slowo ktore my z reguly uzywamy podnoszac sluchawke telefonu ( oni tez) znaczylo Dzien dobry.
Moze niektorzy bnda mieli mi to za zle ale rzeczywiscie taki sobie bialy moze odniesc wrazenie ze kazdy Hindus probuje go oszukac gdy poraz setny kolejny sprzedawca owocow itp. probuje sprzedac ci jakic "aitem" za 2 krotna cene. Bo przeciesz wiesz ile to kosztuje bo kupowales tysiac razy.
No nic takie male wnioski mi sie nasunely.
z Rajastanu przez Dehli ruszylem do Uttaranchal gdzie postanowilem zrobic trekking w okokicy Nanda Devi East. I musz przyznac ze bylo pieknie, zrobilem aklimatyzacje na 4100 i nawet wyzej. Zobaczylem jakie Himalaje byly 30 lat temu w porownaniu do Nepalu. Po trekingu przegijajac sie przez deszczowe mnjsze szczyty ruszylem stopem do Banbassy. Po drodze mozna powiedziec ze uciekalem przed osuwiskami ziemi w strugach deszczu na miejscowych drogach. W Banbassie po dwoch dniach spotkalem sie z Goska i jej autobusowa przyjaciolka z Niemiec i razem przekroczylismy granice.
Teraz siedze przed monitorem i tak sobie mysle ze nie chce juz jechac do Indii. Indie mecza, miasta smierdza, ludzie sa jak wrzod na dupie. Zadaja ci pytanie nieoczekujac odpowiedzi. Gadaja tak zeby gadac.
Ale Indie sa piekne i tego nikt nie zaprzeczy. Ludzie tez potrafia byc mili i prawie tyle samo razy co mnie ktos wkurzyl to spotkalem sie z cieplym przywitaniem i poprostu "goscinnoscia" I jest mi czasem glupio ze na poczatku zbywalem tych ludzi jak natretne muchy. Bo tak sie wiekszosc zachowoje i nawet głowniarz siedzacy obok mnie teraz!!!
choc jestem w Nepalu. z odleglosci 10 cm pokazuje na mnie palcem swojemu koledze puszczajac baki. Cholera wie po co. ???
Sam juz nie wiem co wam jeszcze napisac poza tym ze dzisiaj wyjezdzam z Katmandu i jak Allach, Ganesza, czy Budda da dzis spedze gdzies noc w Indiach zeby dotrzec do Ladakh (Malego Tybetu), tam gdzie monsun nie dochodzi, oddac sie zapomnieniu w Himalajach!!