Z Leshan przez zaparowane gory porosniete bambusem na pograniczu Sichuan i Yunan.
(goraco, wilgotno i pada.)
Przez nie uwage myle drogi i laduje w autostopowej dupie. Fart nie spi i po 4 godzinach czekana lapie stopa prosto do samego Kunming czyli na nastepne 600km. Z "milymi chinczykami" czyli po wejsciu do samochodu czestuja woda, zapraszaja na obiad i pytan za duzo nie zadaja.
Pod wieczor jestem w miescie, i jak by historyjaka sie powtarza. Host sie okazuje jest z innego miasta oddalonego o 10 godzin drogi. he he Niezly agent co??
Nocuje w tym samym hostelu co ostatnio i he he nawet to samo łozko i szafke co ostatnio dostaje. Z rana wysylam zapytania do wszystkich ludzi z CS i HC. Po popoludniu juz mam hosta. Tez ciekawa osoba. Dziewczyna jest teoretycznie z Szwecji ale wyglada jak z Korei i mowi po rosyjsku. Ale miks.
Skladam podanie o wize do Wietnamu i sie luzuje, czas odpoczac w koncu!
Podsumowanie mojego drogiego wypadu do Chin.
Spod jeszcze zmrozonego ladem Khowskol Nuur, wpadam na pustynie Gobi na poczatku lata. Jest bardzo goraco. Na granicy trzepanie, przeswietlaja, przegladaja. Moja maczetke chca mi skomfiskowac. Lecz ostatecznie puszczaja. W Mongoli kilkakrotnie slyszalem od napotkanych turystow ze Chinczycy sa w pelnej mobilizacji z powodu Tybety i Olimpiady. To znaczy, utrudnienia w otrzymaniu wizy, i ciagle kontrole. Tzw. invigilacja.
Dosc sprawnie docieram do Hohhot, tam mam hosta z Couch Surfing, Wiec postanawiem na spokojnie poszukac nowych butow. Tak tak moi dordzy, ostro znoszone Boreale w ktorych chodzilem okolo 5 lat. Poprostu zdechly, i to jeszcze w Mongoli, Probowalem je reanimowac wielokrotnymi naprawami, lecz jak cos jest martwe to juz jest zdechle i juz.
Dlugo chodzlem w sklepie w nowiotkich Garmontach "Made in China" zeby sie przekonac ze generalnie pasuja.
Lecz i to nie pomoglo i wkrotce zaczely mnie niemilosiernie obcierac.
No coz okuty w nowe buty ruszylem w kierunku Xinjiang zupelnie innej krainy jak na Chiny.
Po drodze generalnie pustynia, wydmy skaly i oazy. Tak naprawde to juz w Hohhot jest sucho a posuwajac sie dalej na zachod to rasowa pustynia. Zamieszkana przez Chinczykow roznej masci. W duzej czesci wyznania muzulmanskiego. Prawdziwie ciekawa mozaika.
Xinjiang tak jak przepuszczalem, to kraina calkowicie nie chinska. Chinczycy tu to poprostu obcokrajowcy.
Zamiast "Ni chal" jest "Jak sie mesys", zamiast "Doszal cie", jest "Kam ci pul". I tak dalej.
Poprostu Turcja, wypisz wymaluj.
Na ulicach kroluje wypiek chleba (Nan), pelno meczetow i ludzie z innej bajki.
Koniec skosnych oczu.
W Xinjiang doswiadczylem pierwszych oznak chinskiej dominacji i inwigilacji.
Nieustanne kontrole paszportu. Zakazy i nakazy, problemy nawet z korzystaniem z kafejki internetowej. kapownictwo Ugorow. Jak rowniez obojetnosc.
Chinczycy niezle ich przerobili. Ci ludzie zyja swoim zyciem i jak by zapomnieli ze nie sa Chinczykami i ktos im nazuca reguly gry.
Xinjiang to tez wielka goscinnosc za nakazami proroka, poboznosc i nesamowite dystanse przez pustynie.
Juz w Gansu bylo 42 stopnie C. a na terenie Taklamakan Szamo lepiej moze nie wiedziec. Buty tu raczej nie byly koniecznoscia he he.
Stop nie byl latwy gdyz miejscowi nie pomagaja sobie i od wszystkich rowno ciagna kase za transport.
Jest to rowniez kraina wielu mniejszosci centralnej Azji. Tadzykowie, Mongoowie, Ugorowie, Afgani, Kazachowie, i wiele innych nacji. Co sprawia ze mozaika jest niesamowita.
W Urumuqi posiedzialem 2 dni u jednej dziewczyny z CS. Przy okazji zobaczylem jak to Chinczycy produkuja propagande zwiazana z Olimpiada.
Akurat mial przybyc ogien olimpijski do miasta wiec postanowilem zostac jeszcze jeden dzien dluzej i "zobaczyc pochodnie"
Pochodnia przybyla, totalna dezinformacja gdzie i o ktorej. Nikt nic nie wiedzial. Gdy znalazlem wreszcie kogos kompetentnego ten mi oswiatczyl ze pochodnia byla o 8 rano czasu Bejing, czyli w Xinjiang byla 6 rano. Teren byl zamkniety tylko chinskie twarze z flagami machajace do kamery.
Ruszylem na polnoc w gory Altai, tam znowu napotkalem problemy natury inwigilacyjno-biurokratycznej.(szczegoly w miejscu na blogu).
Uslyszec siwst pior pikujacego jastrzebia, lopot olbrzymich skrzydel sepow krazacych mi nad glawa.
Zobaczyc stado wolno pasacych sie koni broniace dostepu do chorego zrebaka.
I zdegustowac "ciaj" przy sjescie migrujacych kazachskich pasterzy.
O lazeniu po gorach juz nie wspomne,
Nastepnie wyscig z czasem i kilometrami na poludnie do Kashgaru omijajac tereny zabronione dla obcokrajowcow.
Odwiecznego miasta handlu na skraju pustyni, ciasnych uliczek, meczetow, malych i duzych bazarow, dumnie noszacych swoje noze wyznawcow Allacha.
I kobiet zakrytych od stop do glowy. Przypominajacych troche domy Kashgarskie. Z zewnatrz nic ciekawego, ale wewnatrz kolory, piekny wystroj i spokojnie plynacy czas.
Z Kashgaru przez Hotan i fabryke dywanow znowu walka z czasem i olbrzymimi dystansami. Ale zanim to, pod Muz Tag. Wielka gora w Karakorum 6600 m.n.p.m. wypad rekonesansowy byl bardzo rekonesansowy.
Dojaz to problem bo choc droga jest dobra to samochody nie zabardzo chca sie zatrzymywac. A pustynia wokol nie zacheca do spacerow. Jeszcze na dodatek wyzynajaca sie osemka przyprawila mnie o nie ciekawy bol szczeki. Skonczylo sie na tym ze mialem goraczke, zamiast loic jakas pomniejsza gorke w Karakorom lezalem w cieniu kilku drzewek i myslem co dalej.
Wszystko skonczylo sie dobrze, wiec nie bede sie rozwodzil. Lecz gory jako takiej z bliska nie widzialem. Za to jak mnie ktos zapyta czemu byla piekna droga to odpowiem,.
30 km od Muz Tag. po srodku "fucking nowhere" jest wiezienie dla renegatow systemu komunistycznego plus praktyczna kopalnia wegla kaminennego.
Wiec skoro juz tam dotarlem i mnie jeszcze nie zgarneli, bo na 100 % teren byl zamkniety dla bialasow. A szczeka bolala to sie wolalem nie pokazywac.
Cos tam widzialem zdjecia nawet mam lecz nie za dobre. Tyle tylko powiem ze w strumieniach jesli sa, woda jest lecz slona, a dookola pustynia.
Dalej do Qinghai, jeszcze mnie kontroluja, wyslylaja do hoteli. Miejscowi kapuja na policje, a w kafejkach internetowych odmawiaja udzielenia uslugi.
Z pustyni w pustynie.... tylko tym razem nawet oazy nie ma. Dno dosc slonego morza sprzed tysiaca lat, przez 1000 km. Co jakis czas fabryki, kopalnie, wydobywaja rope i jakies tam inne surowce, Orki jedne.
Lapie stopa, glownie ciezarowki. Jak ktos mnie zapyta gdzie jest koniec Chin to mam taki filmik moze mi sie uda umiescic na bogu.
W Qinghai nie chcacy laduje w brudnym miescie Delhi ktore niczym by sie nie roznilo z zewnatrz od innych miast chinskich gdyby nie to ze bialasa tam nie wolno.
Policja mnie zgarnia i wsadzaja do pociagu (szczegoly w blogu).
Kasa sie konczy, a wymienic gdzie nie ma wiedz do Xining musze jechac.
Szybko mi sie udaje zalatwic wymiane i mijajac olbrzymie Qinghai Lake.
Jade na poludnie przez bajecznie zielone wyskokotybetanskie pastwiska.
Teraz na odwrot, caly czas pada lub zanosi sie na deszcz, jest dosc chlodno pomimio lata, Czasem nawet sniezy.
Robie trekking wokol swietej gory Amne Machan, a nastepnie ruszam do Yushan,. Wedlug przewodnika Lonly Planet to tam jest "koniec Chin".
Eee... to duze miasto. i wszedzie zielono. Spora atrakcja jest olbrzymi Mani Wall jak rowniez monastyr na sporym wzniesieniu.
Zamierzalem dalej przemieszczac sie na poludnie przez ta zielona kraine na 4000 m. Lecz znowu mnie na szlabanie zatrzymali. Polowa Sichuanu jest zamknieta z powodu protestwow w Tybecie. (szczegoly w blogu).
Musze nadrabiac do okola jakies 1500 km. Przy okazji zobaczylem cud odbudowy po trzesieniu ziemi w Sichuanie. Szybko sie uwijaja Chinczycy trzeba przyznac.
Lecz namioty jeszcze stoja. nawet sie w jednym niezamieszkalym przespalem.
Skoro czas mi sie skrocil to postanowlem zobaczyc juz tylko wielkiego Budde w Leshan.
Zaporowa cena i mgla sprawily ze na hamaku sobie polezalem, I dalej w droge do Kunming.
W miescie juz znajomym wize do Vietnamu wyrobilem i sie wyluzowalem po ciaglym pospiechu.
Z Kunming 2 dni i do Wietnamu.
Lecz jeszcze mi przewodnik Lonly Planet na granicy skonfiskowali, ironia losu.
Chiny, Chiny Chiny !!! Wielki i piekny kraj pomimo wszystko, mogl bym tam jeszcze raz pojechac.
No ale...
Polowa Chin to nie Chiny tylko inni ludzie, kultura, religia. i stan swiadomosci.
Tybet choc w nim nie bylem, Xinjiang, Nei Monglo, Qinghai, polowa Sichuan. to wszystko inni ludzie, choc sporo emigrantow z Chin to te rejony poprostu nie naleza do tego kraju. To widac golym okiem.
He he teraz jestem w Wietnamie i sobie mysle ze to tez mogla by byc taka prowincja Chin gdyby nie to ze Wietnamczycy bic sie umieja i chca.
No ale polityka polityka. Ja politykiem nie jestem.
Moja droga wizyta w Chinach po miesiacu w Mongoli to juz inna historia.
Nie ma szoku i problemow zwiazanychz komunikacja, Miasta chinskie rozgryzam i przebijam sie sprawnie. Prosty schemat, powtarzany wielokrotnie.
Za to jest walka choc walczyc mi sie nie chce i powodow brak.
Walka z systemem, camping w terenie jest zabroniony. To znaczy nakaz meldunkowy dla wszystkich obcokrajowcow, a w sytuacji protestow w Tybecie i olimpiady wszystko zaczelo nabierac wiekszego znaczeni.
Problemy z korzystaniem z kafejek internetowych szczegolnie w poludniowym Xinjiang. Poprostu ludzie mowia ze nie i tyle.
Pisze wam walka, bo jestem uparty i jak ktos mi mowi ze nie wolno to ja draze temat i ide doprzodu. Ale ci zatrzymuja strasza i sytuacja sie zaognia.
W Altaj przez ogrodzenie posterunku chcialem przeskakiwac. Tylnymi drzwiami hotelu znikac upierdlywym gliniarza. w mniejszym miescie na wschod od Hotan po polu motorami mnie scigali kapusie Ugorzy.
"Bo wygladam na nieciekawego typa" tak sie tlumaczyli.
A jak mnie policja pyta to czego szukam po nocy w obrzezach miasta to im odpowiadam ze zalatwic sie ide. he he.
he he takie male klamstewko, w odpowiedzi na ich wielkie klamstwa.
Najbardziej mnie wk.... jak mi mowia ze cale te inwigilacyjne zachowania tylko dla mojego bezpieczenstwa.
K..... skas te metody znamy. Wystarczy historie najnowsza Polski poczytac.
Tak tylko to nie moj problem, tak sobie mysle, lecz czy na pewno?
Protesty na calym swiecie przeciwko Chinczyka. A ja w srodku tego kraju i jak wioza mnie Chinczycy to im odpowiadam ze Chiny ok!!!
Kurcze bo ok, Chinczycy to super ludzie, Jesli chodzi o stosunki miedzy ludzkie to sa bardzo fajni, lecz system w ktorym zyja jest fatlny i obludny.
To bardzo inny swiat, bardzo Inny Swiat.
Grudzinski o "Innym Swiecie" wam juz pisal.
Ja tam talentu pisarskiego za grosz nie mam, ale to tez Inny Swiat. Choc ta sama planeta, historia uczy, to nie wszystkich.
A moze nauczycieli trzeba zmienic?
Rewolucja w Chinach byla. Teraz Chinczycy sami soba rzadza, I ich sprawa jak chca soba rzadzic.
Szkoda tylko ze przy okazji innym ludzia wolnosc zabieraja.
Taki przecietny Chinczyk ze srodkowych czy wschodnich Chin to pojecia nie ma o tym co jest dobre lub zle. Wiec jak mu media mowia ze caly swiat sie do Chinskich wewnecznych spraw wtraca to ten jest zly i popiera Komuchow.
"Matrix"
Ci tez sa niezli jak masz wroga to naród sie jednoczy, stary dobry pomysl.
Rosjanie boja sie Czeczencow, Amerykanie murzynow i arabow, a kogo boja sie Polacy , i tak dalej.
Na placu przed Brama Niebianskiego spokoju, kontroluje sie wszystkie torby. "Dla twojego bezpieczenstwa" A spoleczenstwo zaczyna sie bac.
Niewidocznego terrorysty z flaga Tybetu na ramieniu.
Kazdemu mozna zrobic pranie mozgu w odpowiedni sposob.
Konkluzja?, he zadnej konkluzji, bo moze wszystko to nie ma zadnego znaczenia?
W kazdym razie Chiny to piekny kraj i jak mnie ktos zapyta czy mi sie podobalo to, podobalo mi sie.