Niestety okrezna droga gdyz rejony Sishuanu graniczace z Tybetem nadal sa zamkniete. Pan policjant z 3 gwiaztkami przy pomocy paru glupich zoldakow wsadzil mnie do przejezdzajacego samochodu w druga strone i tyle bylo z podrozy przez bajecznie zielone pastwiska.
Miejscowi, moi przypadkowi towarzysze drogi utwierdzil mnie w przekonaniu ze tu nie ma zgody co do przyjazni tybetansko chinskiej. Kolezka siedzacy obok mnie zmieniajac karte pamieci w telefonie. Pokazuje flage Tybetu, zdhecia Dalajlamy i probuje wyrazic pokazujac na swoje buty przydeptujace podloge co mysli o Chinczykach.
Spowrotem przez Xining i dalej przez gorzyste lecz strasznie cieple Chiny docieram do Sishuan gdzie juz latwo smigam autostradami do Leshan. Zobaczyc wielkiego Budde. tzw. Dafu. Lecz tu zaporowa cena wstepu na *obiekt* i mgla broniaca nawet panoramicznego widoku sprawiaja ze zdjec wam nie pokaze.
Choc warto bylo te godzine na hamaku po lezec zeby ogolny zarys tego kolosa zobaczyc. he he he. (lubie hamaki)
I w droge..... NA KUNMING!!!!!