Po pustyniach polnocno-zachodniego Qinghai wkroczylem w bajeczne i wieczne tybetanskie pastwiska. Miast tu to zabudowania niczym z dzikiego zachodu przy jednej drodze. Ludzie bardziej wygladaja na Indian z polnocnej Dakoty. I tak tez sie zachowuja na swoich dwukolowych rumakach. Kraina to tak inna od Chin....
Z Ni chaj przechodzisz na Demo. Chai pijesz z mlekiem maslem i tsampa. A do jedzenia jakies kluchy. Troche tu jak w Mongoli. Zwiedzam, ogladam i ruszam dalej.