Po calej nocy jazdy, burzy piaskowej i popijawy z chinskimi oficjelami ze az sie pozygalem, dnia nastepnego po poludniu docieram do miasta u podnoza Gor Altay.
Na kacu dowiaduje sie gdzie, co i jak. Troche sie tu polazi.
Najwazniejsze ze w przewodniku Lonly Planet nic o tym nie pisza i nie ma turystow. He he.
Po przyjezdzie do miasta robie wywiad, przegladam wszystkie dostepne mapy w miejscowym bookshopie, cholernie kiepskie.
Chinczycy to wiedza jak dezinformowac swoje spoleczenstwo.
Z tego co mozna zobaczyc wynika ze na polnoc od miasta jest dolina dosc spora prowadzaca az do granicy z Mongolia, a po drodze jakies gory conajmniej 3000 m.n.p.m.
Noc spedzam jeszcze w miescie, a raczej poza miastem rozbijajac sie przy strumieniu.
Rano lapie stopa na drodze prowadzacej do doliny, nie robie zakupow bo z "mapy" wynikalo ze jeszcze jakies miejscowosci sa po drodze. No i to bylo kiepskie zalozenie ze beda jakies sklepy.
Lecz fart nie spi lapie jakis kolesi kolekcjonerow kwiatkow, i razem przejezdzamy szlabany parku i strazy granicznej.
Skoro zarcia nie bylo gdzie kupic to postanowilem zaminic ten dzien na rekonesans. Kolesie z ktorymi jechalem okazli sie bardzo przyjazni i razem wozac sie po dolinie i spacerujac i ogladajac miejscowa flore spedzilismy tak caly dzien.
Pod wieczor wrocilismy do miasta, nie proznowalem szybko zrobilem zakupy na 3-4 dni i ruszylem spowrotem do oddalonych o 10 kilometrow szalbanow parku.
Tam dotarlem dosc sprawnie, jakas strazniczna na szlabanie mowi ze oplata jest no dobra. 5 Y to ja moge zakceptowac.
Lecz nie fart sie zaczal jakis koles mowi ze trzeba policji zglosic ze obcokrajowiec w gory idzie. I zaczelo sie marnowanie czasu. Na policje czekalem 3 godziny. Te stwierdzili ze moj paszport jest nieczytelny i trzeba jechac na posterunek policji zeby wypelnic jakies papiery itp. Po upewnieniu sie ze mnie spowrotem odwioza w to samo miejsce. Postanowilem z nimi pojechac.
Na posterunku w pokoju jakiegos "wodza" wisi piekna wojskowa 1:100 000 mapa calej okolicy. Nie pozwalaja robic zdiec i patrzec tez nie zabardzo. Zapamietuje ile sie da.
Te cale frajerstwo wypelnialo papiery, nie rozumialo pieczatek w paszporcie, itp. totalna paranoja.
Wszystko zajelo im jakies 3 godziny. Ostentacyjnie zjadlem kolacje na biurku funkcjonariusza i okazywalem cudowna biernosc. Straszne barany.
No ale jak juz skonczyli to byla 1 w nocy i o odwiezieniu mnie spowrotem nie bylo mowy.
Klotnia i przepychanka slowna, ze ja chce spac w namiocie poza miastem, a oni ze to nie mozliwe, tylko w hotelu za 300 Y.
Bramy pozamykane od tego posterunku, mur wysoki. Kurde jak w wiezieniu. Policja caly czas mi powtarza ze to dla mojego bezpieczenstwal.
Ta ja rozumiem te ich "bezpieczenstwo" chyba komunistycznych Chin, bo moje bezpieczenstwo w Chinach to moja sprawa. Tak im mowie lecz te barany tylko po sobie i swoje "do hotelu".
Autetycznie czuje sie ubezwlasnowolniony.
Konczy sie tak ze daje sie odwiesc do wypasionego hotelu i korzystajac z chwilowej nieobecnosci funkcjonarjusza "tresowanego pieska po praniu mozgu" wychodze tylnim wyjsciem i rozbijam sie w dosc zacisznym miejscu.
Bylo to jedno z pierwszych negatywnych doswiadczen z policja i ich zasadami.
Prawda jest ze w Chinach dla obcokrajowcow istnieje przepis o rejesteowaniu sie w posterunkach policje na terenie gdzie sie przebywa. Lecz nikt tez nie pisze ze camping jest zabroniony w tzw. Countryside.
Dla miejscowych wladz niepisane prawo obowiazuje kazdego obcokrajowca, ze musie robic co mu kaza. Niewazne czy ma to jakas podstawe prawna czy jest chwilowym ich wymyslem.
Lecz tez trudno oczekiwac ze u nich jakies podstawy prawne istnieja. No przeciez to komunistyczne Chiny tu sie rozstrzeliwuje co roku tysiace ludzi, za niepoprawnosc. Cokolwiek to moze znaczyc.
No nic nad ranem przechodze szlabany bez problemu i zaglebiam sie w doline. Spedzam 3 dni larzac po gorach i spotykajac miejscowych pasterzy.
I gdy wracajac dolina zblirzalem sie ku jej wylotowi znowu mnie capneli.
"Gdzie Pan spal?"
" O w miescie, tu jestem tylko jeden dzien rano przyszedlem i wlasnie wracam"
Postanawiaja mnie odwiesc do miasta. A ja na to ze sie przejde i mam was w d.....
Probowali mnie wepchnac do samochodu, lecz knypki z nich.
Utrudnialem im jak moglem he he. wolny spacerek, dosc cieplo, silnik sie grzeje, przy strumienu sie wykapalem. I jak juz mi sie znudzilo to pozwolilem sie odwiezc do miasta. Bo i tak by mi spokoju nie dali, a 10 km asfaltem loic mi sie nie che.
No i na glowny posterunek mnie wioza.
Jakis wazniak zabiera mi paszport i cos tam belkocze, pokazuje jakies przepisy, lecz zupelnie one nie dotycza tego rejonu i mojego spacerku w dolinie.
Skutecznie mam wytlumaczenia i zbijam ich argumety.
Konczy sie ze zabieraja mi paszport na noc i kaza przyjsc nad ranem.
Rano po upewnienu sie ze ja nie chce juz isc w doline oddaja paszport i sprawa sie konczy.
Wyglada na to ze bardziej chieli mnie przestraszyc niz cos zrobic.
Mialem tez troche szczescia, bo ten wazniak raczej Chinczykiem nie byl a bardziej Ugorem wiec wyluzowany bardziej.
Lapie stopa na Kashgar. ( 3000 km. )