Geoblog.pl    PawelK    Podróże    Pawel K-a podroz ciagle trwa... the journey is still on move ....    I will be back.
Zwiń mapę
2008
05
maj

I will be back.

 
Chiny
Chiny, Erenhot Shi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 25311 km
 

Chiny podsumowanie.

"Ni-chau czyli Komuna w realu"

Dwa miesiace w Chinach, przejechalem z poludnia na polnoc. a to dopiero poczatek, bo zamierzam rowniez przejechac z polnocy na poludnie.
Zaczelo sie tak jak juz pewnie wiecie na granicy z Laosem w Mohan. Pan policjant zadawal sopro pytan, lecz puścił bez obiekcji.
Oj nie za duzo wiedzialem o Chinach w tedy i choc bogatszy teraz w doswiadczenia nie smiem mowic ze wiem wiecej.
Przewodnik LonleyPlanet wielki, sporo do zobaczenia z tego by mozna wnioskowac.
Doszedlem do wniosku ze i tak bede wracal przez Yunan province do Vietnamu, szybko przeskocze gdzies do srodkowych i zachodnich Chin.
Jak sie okazalo troche pozniej nie bylo to takie proste.
Bynajmniej nie z powodu kiepskiego stopowania ale raczej z okazji mniej latwych do przewidzenia.

Pierwsze dni stopowania i okazuje sie ze stop dziala calkiem dobrze. Choc ni w zab nie rozumiem co oni do mnie mowia i viceversa.
Drogiego dnia zatrzymana na stopa biznesswomen proponuje mi jazde dookola, czyli przez poludniowo-zachodnie zadupia Yunan do Kunming. Skorzystalem z okolicznosci i przez 4 dni razem szwedalismy sie po gorach i mniejszych wioskach. Tej ponoc najciekawszej prowincji Chin. Byloby super gdyby nie fakt ze tak naprawde to rzadko kiedy z samochodu sie wysiadalo i nici z prawdziwego szwedactwa!!
Przez Boshe i Dali dojechalem do Kunming. Tu mialem kilka spraw do zalatwienia. A mianowicie jedna najwazniejsza, czyli przeglad stomatologiczny. Ktory udalo mi sie zalatwic dosc gladko i bez bolu. Ceny porownywalne z polskimi. Choc standart nie zawsze ten sam. Inna wazna rzecza bylo zgaranie zdiec z Laosu ktorych uzbieralo mi sie okolo 2.8 GB. No i prosze panstwa nie jest to takie latwe. W kafejkach generalnie nie uzywa sie nagrywarek trzeba isc do jakiegos zakladu fotograficznego a tam cie powaznie zkasuja za ta usluge. Jeden z tych powodow przesadzil ze ostatecznie, lecz po okolo miesiacu kupilem przenosny dysk na skladowanie fotografii.
No dosc tych pierdól.
Fart mnie nie opuszczal w Kunming poznalem polskie dziewczyny z poludniowych krańców Rzeczpospolitej. I choc jak to sobie tlumaczylem "cos mnie gna, cos mnie pcha" po malym wypadzie na pólnocny-wschod postanowilem do nich wrocic na swieta wielkanocne.
Bylo naprawde warto, polskie swiateczne przysmaki i polskie ("dziewczyny jak wino") towarzystwo. Przez chwile taki kawalek Polski w Chinach.
No ale ruszac trzeba z Kunming naprawde fartownym stopowaniem docieram do Kali. Chinskie miasto nie rozniace sie niczym specjalnym od reszty. Lecz nie to co w miescie jest wazne. A raczej to co w jego poblizu.
Otoz znajduje sie tam sporo wiosek mniejszosci narodowosciowych "Miao" Jedna z nich o nazwie Bosha odwiedzam. Choc przemysl turystyczny kwitnie, ludzka znieczulica i kasa przed oczami znieksztalcaja wrazenia. Pomimo wszystko spolecznosc nadal zyje w tradycyjnym i nie zmienionym stylu.
Nastepnie spragniony kontaktu z niezmienionymi przez "kase" ludzmi i generalnie tak zeby ciekawiej bylo ruszam bocznymi drozkami na północ. Przez gorskie wioski i miasta o bardzo dzwiecznych nazwach i podobnie do siebie brzmiących, lapie stopa.
Jest ciekawie czasem, ogladam wiejski jarmark, czasem niewiedziec czemu jade blotnista droga przez gory, ktora powinna byc ladna i asfaltowa itp.
Jednym z punktow mojego programu w Chinach bylo zobaczenie komunistycznej mekki Chinczykow, czyli miejsca narodzin Mao Zedunga.
Shaoshan nie roznilo by sie niczym od reszty Chin gdyby nie to ze jedna chinka wydala na swiat takiego gostka co mial na imie Mao.
Miejscowosc gosci co roku setki tysiecy Chinczykow chcacych spojrzec na generalnie malo ciekawe relikty zwiazane z tym czlowiekiem. Czyli dom, szkole i pomnik. Wszystko oczywiscie uzbrojone w sklepiki z pamiatkami.
Sam pozwiedzalem tam troche. Mialem rowniez przyjemnosc zakosztowac troche ogromniej goscinnosci Chinczykow. Szukajac jakies jadlodajni w przystepnej cenie trafilem na ludzi ktorzy zaprosili mnie do swojego domu. Takze nawet na drogi dzien mialem przewodnika w postaci syna mojego gospodarza.
Z Shaoshan przez Yueyang w ktorym nic ciekawego oprocz jeziora za mgla. Ruszam do Wulingyuan Scenic Area. Opisywalem juz przygode w tym miejscu.
"Z dzungli do dzungli" z malym przystankiem w malowniczym Fenghuang. gdzie pieknie i turystow duzo. Docieram do Chongqing. Choc jeszcze przed tem ogladam zupelnie niekompecyjny przelom rzeki w Wulong.
Kolezanka z Hospitality Club na szczescie po 30 probach wkoncu odbiera telefon i jestem uratowany. Ha i zaraz sie okazuje ze wiecej Polakow w Chinach. Kolezanka jest z Rosji ale mieszka w akademiku gdzie jest jeden Polak. No prosze jest impereza i jest milo.
A miasto takie sobie tylko przystanek w drodze do przelomow Yangce (Chang Jang). Z tymi przelomami to troche przeliczylem sie bo tak jak napisalem wczesniej prom nie mial stalego grafiku i troche godzin w te czy wewte za duzo nie zmienia dla lokalesow.
Lecz mi to dosc duzo zmienilo. Najwazniejsze ze ten pierwszy ponoc najciekawszy widzialem.
Czas gonil wiec postanowilem ruszyc do Shanghaju. Zobaczyc najwieksze miasto w Chinach.
Dosc latwo autostradami w 2 dni i jestem. Shanghaj i znowu maniana z hostami. Tym razem czlowiek z Couch Surfing ratuje mi tylek. Saimon jest z Kanady, studiuje chinski i uczy angielskiego. Chce rowerem pojechac z Chin do Turcji. Fajny koles, odpowiedzialem mu na sporo pytan dotyczacych drogi.
Shanghai duzy, to jest jungla tylko zamiast makakow Chinczycy.
Z nowoczesnej wizytowki Chin przeskakuje do QuFu, zobaczyc swiatynie Konfucjusza, ceny zniechecaja wiec reszte odkladam na pozniej.
Jeszcze troche czasu i Tajshan czyli jedna z najswietszych gor taoistycznych. Przebijam sie bocznymi sciezkami zeby nie placic. Oj zdziercy. Sam nie wiem jak ja to robie, mapy beznadziejne. poprostu caly czas na czuja. Lecz udaje sie ominoc bramki i nie zboczyc. Zachod slonca i wschod to jest to po co wszyscy tu przychodza. No moze nie wszyscy, ja tam mam takie przedstawienie dosc czesto.
Noc spedzam na szczycie wieje calkiem niezle. Rano zimno i szczerze niechcialo mi sie wygrzebac ze spiwora zeby razem z zgraja Chinczykow ogladac "niebianski wschod slonca". Eeeee....
Gdy juz sie wygrzebalem i spakowalem manatki zobaczylem stado zielonych wojskowych kurtek. Jako ze na szczycie jest znaczniej zimniej niz w dolinie (dziwne co?) To wszyscy na gorze wypozyczaja cieple wojskowe palta.
Wiec poruszasz sie po schodach posrod "zmilitaryzowanych" turystow.
Ktorys tam cesarz powiedzial wdrapujac sie na szczyt Taishan " Swiat jest niczym"
Mao Zedung powiedzial "Swiat jest czerwony" (mial chlopak filozofie co?)
A gdy to Wujek Przygoda sie wdrapal wymijajac "zielonoarmistow" rzekl: " Swiat jest zielony"
No i tak to bylo....
Jeszcze jedno mozna by wzmiankowac o Taishan. Napis widniejacy (oczywiscie w chinskim) na jednej z bram pod ktora trzeba przejsc w drodze na szczyt obwieszcza:" Ten kto wejdzie na szczyt bedzie zyl 100 lat"
No to ja moi mili bede zyl 300 bo:
po pierwsze to wlazlem na szczyt,
po drogie to z sporym plecakiem na plecach,
po trzecie to na czuja wymijajac punkty kontrolne i bramki z biletami.
he he he ......
Taishan odhaczony lapie stopa do Bejingu. Jeszcze przedtem zalatwiam sobie hosta.
Szybciutko aurtostrada i w jeden dzien jestem.
Bejing stolica. Taki drogi Shanghai.
W planie wiza do Mongolii z zwiedzaniem w tle. Do hosta mam szczescie choc mieszka na obrzeżach miasta to jest super czlowiekiem. Mieszkam u niego w biurze zeby nie przeszkadzac zonie z 2 miesiecznym dzieckiem. Koles musi wyjechac w interesach. Wiec dostaje klucze do biura i moge zostac ile chce.
Wiza do Mongolii niespodziewanie szybko. Bo choc napis na tablicy informacyjnej obwieszcza ze czeka sie 5 dni w normalnym trybie to wydaja mi dnia nastepnego. Cena wygorowana 60 dolarow. No coz widac warto. Sadzac po kolejce zainteresowanych.
Generalnie to spora dezinformacja w ambasadzie. Dzwonilem wczesniej i oprocz chinskiego to w innym jezyku nie za wielkie szanse na komunikacje.
Zwiedzam jeszcze Palac letni i Zakazane miasto. Troche to kosztuje lecz byc tu i nie widziec, troche szkoda.
Z Bejingu ruszam zobaczyc mur i Inner Mongolie zeby ostatecznie dojechac do granicy z Mongolia w Erenhat.
O zwiedzaniu muru to juz wam napisalem, Napisze wiec troche o tej Inner Mongolii.
Jesli ktos wobraza sobie Mongolie w postaci olbrzymich zielonych przestrzeni. To ma racje.
Oprocz tego sa tez kwadratowe chinskie miasta dwujezyczne znaki. Mongolowie zyjacy w domach z cegiel. Zimno choc slonce swieci i caly czas wieje.
Jedna rzecz tylko chcialem jeszcze nadmienic ze chyba polubie Mongolow. Od razu zauwaza sie roznice miedzy nimi a Chinczykami. Sa bardziej cieplejsi w kontaktach miedzy ludzkich a goscinnosc, idzie w parze z ciekawoscia. Choc to sie pewnie jeszcze okaze.
Tyle by tu pisac o tym gdzie bylem co widzialem i kogo spotkalem.
A teraz wam napisze kilka ciekawostek.

O Autostopie:
Chinczycy generalnie nie znaja zasady autostopu. Jesli jakis Chinczyk stoi na drodze i macha samochodom to znaczy ze chce byc podwieziony i za to zaplacic.
Dlatego warto lapac stopa poslugujac sie miedzy narodowym znakiem "kciuk do gory". I jesli ktos sie zatrzyma zaczac tak.
Szama di fa- gdzie jedziesz? Jesli nie zrozumie to uzyc Tsu na li? co chyba ma podobne znaczenie
Jesli wymieni jakas nazwe to znaczy ze zrozumial i nalezy teraz poszukac na mapie gdzie to jest. Jesli tego nie mozesz zalezc to pokaz mu mape. Niestety moze sie okazac ze nie czyta w Pinin (to taki inny chinski w naszym alfabecie).
Jesli tak to po prostu wsiadaj na glupa gestykulujac ze chcesz z nim jechac i sledz droge zeby wiedziec kiedy chcesz wysiasc. Pozostaje jeszcze powiedzenie mu gdzie ty jedziesz ale to sie wiaze z tym ze ten machnie reka i odjedzie. Bo nie jedzie tam gdzie ty choc jest to w tym samym kierunku.
Oczywiscie nalezy sie przedtem upewnic ze nie chce kasy. Troche mi to zajelo ale po jakims czasie opanowalem zwrot "Tai pian cze" co znaczy podwiezienie za darmo.
Lapanie stopa nie jest trudne, generalnie nie czeka sie dlugo. Najczesciej zatrzymuja sie osobowki. Ciezarowki rzadziej chyba ze jest się na naprawde malo uczeszczanej drodze. Najlepiej lapie sie stopa na autostradzie poniewaz sa znaki w angielskim takze latwo sie zorientowac gdzie jedziesz i jedziesz naprawde szybko. To taki autostopowy samolot. Jak masz szczescie to siedzisz w luksusowej hondzie prujac 170km/h. Zawsze sie upweniaj ze nie beda chcieli kasy bo potem bedzie nie mila atmosfera.
Na autostradzie teoretycznie jest zakaz poruszania sie pieszych. Lecz policja jakby nieegzekwowała tego przepisu.
Czasem, choc nawet dosc czesto mialem rozne przygody z policja. A to chcieili wiedziec gdzie spalem i spisac moje dane z paszportu. (W Chinach jest obowiazek meldunkowy ktory to nagminnie ignorowalem, wiec czesto bylem kontrolowany z tego powodu. Co czasem było dosc upierdliwe). A to panowie Policjanci chieli mi pomoc marnujac moj czas. Choc czasem spodziewajac sie klopotow stojac na autostradzie dostawalem lifta od policjantow, do znacznie lepszego miejsca.
Generalnie jest ciekawie.

O Turystyce:
Przemysl turystyczny w Chinach przypomina hutnictwo metalurgii ciezkiej.
Jest obrzydliwy (choc hutnictwo pewnie takie nie jest). Z byle gowna robi sie atrakcje turystyczna zeby nagonic ekonomie. Dosc juz pisalem lecz napisze jeszcze za wiele, ale to za wiele zada wie pieniedzy za wstep do Parkow i roznych obiektow historycznych.
Jesli zwiedzasz jakis obiekt to najpewniej bedzie odbudowany od nowa lub w duzej mierze na potrzeby przemyslu. Zero autentycznosci. Zwiedzanie tez nie jest mile gdyz druga polowa Chin tez tam jest. A razem z nimi wrzeszczace glosniki, sklepiki z badziewiem na pamiatke i kupa ludzi. Nie jest to tylko moja opinia. Niektorzy Chinczycy tez narzekali.
Wyglada na to ze rzad centralny wymyslil sobie ze z aktywnosci ludzkiej jaka jest turyzm zrobi fabryke do pomnazania pieniedzy. Kazdego roku ceny sa wyzsze. Z niewiadomo jakiego powodu.
Ohyda!!!

O Kafejkach internetowych (Wam pa)
Jesli chcesz zobaczyc odmuzdzajacych sie nastolatkow przy durnych grach komputerowych to idz do tak zwanej Wampy.
Bedzie to generalnie pomieszczenie z okolo 50 komputerami i zadymiona atmosfera od papierosow. Gorzej niz w Pubie.
Jest to generalnie przykre doswiadczenie gdyz po pierwsze nie tak latwo takowe miejsce uslugowe znalezc. Gdyz nie ma zadnego znaku po ktorym czlowiek z zagranicy mogl by sie pokapowac. Jednym z glownych elemetow wystroju wejscia sa plakaty z manga co moze cie jakos nakierowac. Nie wspominajac o smrodzie. Przykre jest jeszcze to ze najciezej myslacych Chinczykow mozna spotkac wlasnie w Wampie. Mam na mysli komunikacje. No czego moze chciec taki bialas przychodzacy do punktu uslugowego z komputerami. Kawy??
Jasne ze chce usiasc przed komputerem. Czasem to az sie piesc zaciska i masz ochote im przy..... w momencie gdy taki odpicowany pajac z pudlowym fryzem zaczyna cie ignorowac bo cie nie rozumie. NIE ROZUMIE NAWET PO CHINSKU!!

O Komunikacji
Jako ze chinski co 200 km to inny dialekt marne szanse na opanowanie podstawowych zwrotow w jakims normalnym tempie.
Komunikacja w tego slowa znaczeniu to czesto droga przez meke. Klucz tkwi nie w slowach czy gestach a checi porozumienia sie. Czasem ci ludzie po prostu nie chca myslec.

O Tybecie i Olimpiadzie
Sporo ludzi mnie w mailach pyta co ja tu i jak oni na to ?
Generalnie w Chinach panuje kurtyna informacyjna jedyna prawda to ta oficjalna prawda. Wyglada tez na to ze Chinczycy dosc dobrze opanowali kontrole mediow i internetu.
Wiem nie wiele o tym co sie dzialo w Tybecie a to co wiem to, to co mi ktos z was podeslal.
Mi to wyglada na to ze cala heca w Tybecie powstala o kase z turystyki, Chinczycy najpierw wszystkich przegonili i zburzyli a potem odbudowali i kase za bilety biora. Tybetanczyką sie to nie podoba bo niedosc ze okupuja to jeszcze zarabiaja na nie swojej kulturze. Przy tym robiac z niej kielbase pasztetowa.
Oficjalne informacje sa mniej wiecej takie ze prodalajlamowscy "terorysci" probuja zaszkodzic China przed Olimpiada.
Chinczycy zdaja sie wierzyc w te bzdury. A czasem nawet ostro bronia informacji oficjalnych.
Mialem jedna ostra wymiane zdan z jedna przedstawicielką patriotycznych Chinczykow.
Podsumowujac Chinczycy karmieni klamstwami lub naciagana rzeczywistoscia wola wierzyc w taka prawde. Poki wszedzie w okol jest dobrobyt. A jest wierzcie mi. Sa zadowoleni, 'no przeciez my (Chinczycy) rozwijamy Tybet"
Przy czym kontrola jest i donosicielstow tez pewnie choc i nie w tak duzej skali jak kiedys.
W gazetach pisza ze Tybetanscy zbuje wtargneli na teren jakiegos rzadowego budyku i go zdemolowali podajac koszty itp.
Na placu Tjanan Men kontroluje sie wszystkie torby i pakunki choc mojej nikt nie sprawdzal. I pelno glin. Wiadomo rzad chce zeby sie spoleczenstwo troche balo to wtedy bedzie po stronie rzadu ktory ma wolna reke. Znamy te przyklady ????

Tybetanczycy wiadomo na pewno nie lubia Chinczykow, mam tu taki przykladzik. Jestem w Inner Mongoli zaproszony na herbate przez Mongolow po jakims czasie zadaje pytanie czy lubia Chinczykow.
"Nie nie lubimy wolimy mieszkac w Mongolii". No prosze panstwa jesli mniejszosc mongolska w Chinach nie lubi Chinczykow to chyba nie ma watpliwosci co do Tybetanczykow.

Generalnie nieciekawie, Choc jest cienka nadzieja, Chinczycy nie wszyscy i nie wszedzie, ale zastanawiaja sie o co chodzi z tym Tybetem i sami zaczynaja rozmowe na ten temat. Raczej probuja sie upewnic ze to oni maja racje. Choc ja nie utwierdzam ich w przekonaniu. I tu prosze panstwa idzie kolej na Olimpiade mnostwo obcokrajowcow, miedzynarodowe media. Ludzie beda rozmawiac, wymieniac poglady. I moze zmieniac zdanie.
Jesli chodzi o Olimpiade to generalnie wielkie za takie kukulcze jako dla Chin. Jakos sie musi zaczac ta rewolucja.
Jeszcze sie sam przekonam jak to tak naprawde jest bo w drogiej edycji Chin bede sie przemieszczal po prowincjach jak najbardziej wysunietych na zachod gdzie Chinczyczy na pewno nie lokalsi.

O nalogach:
Glowne nalogi to hazart i palenie papierosow to pierwsze to ciekawy sposob spedzania czasu a to drogie obrzydliwy smród wszedzie.

Roznosci:
W Chinach jest drorzej niz wiekszosc mysli. Moj budzet sie powaznie uszczuplil.
W Chinach przeszedlem na diete bo mi brzuch urósl choc moze to nie jest najlepszy kraj na takie przedsiewziecia.
Spanie pod namiotem w Chinach nie stanowi problemu. Raz nawet spalem w parku miejskim i pod autostrada.
Opisana droga powyzej jest tylko uproszczeniem. Przez 2 miesiace jezdzac po Chinach mailem okazje zawitac w bardzo roznych miejscach. I szczerze mowiac te male dziury lubie najbardziej.
Glowne atrakcje opisane w przewodniku LonlyPlanet sa ciekawe, lecz najbardziej podobaly mi sie te niespodziewane male miejscowosci o ktorych nikt nie slyszal i nikt nie wzmiankowal. A okazuje sie ze maja przepiekny lokolany koloryt i zabudowe.

Chiny to niesamaowity kraj czasem czujesz sie jak bohater "Wladcy Pierscieni" Sa male domki z okraglymi drzwiami. Przepiekne scenerie, ciekawi ludzie, orkowie (tu Chinczycy ryjacy i budujacy wszedzie kpiac z ukształtowania terenu i praw grawitacji), magia miejsc, tu mozna sie naprawde rozsmakowac w podrozowaniu.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
PawelK
Pawel Kilen
zwiedził 21% świata (42 państwa)
Zasoby: 332 wpisy332 426 komentarzy426 4539 zdjęć4539 9 plików multimedialnych9