Skoro w Laosie nie mialem za duzo do roboty postanowielm ruszyc do Chin.
Zjadlem standardowa zupe z kluchami zakąszająć klejacym sie ryzem. Zebralem swoje zabawki i pokustykalem na rozjazdowke.
Niestety nie bylo szybko i gladko. Tego dnia nie mialem za duzego szczescia do stopow. Ostatecznie okolo 15-stej godziny juz chinska ciezarowka dotarlem do granicy.
No i porsze doslownie wychodzi sie z lasu, chatek bambusowych i wkracza w pietrowe i z betonu miasto.(co jest bambus im sie skonczyl?, nie rosnie w Chinach czy co ?)
Choc wokol jeszcze dzungla to widac ze Chinczycy troche bardziej do przodu.
Juz nawet po stronie laotanskiej ladne nowe budynki z betonu. Duzy bazar, wszystko jakos zorganizowane. W poszukiwaniu wymiany walut trafiam chyba na najwieksza kafejke internetowa w Laosie. okolo 100 komputerow i pelna automatyka. Niby takie niemrawe miejsce, zero miasta itp.
Panowie straznicy na granic laotanskiej bez problemow puszczaja.
Pas ziemi niczyjej okolo 1.5 kilometra, ale to nikomu nie przeszkadza budowac hoteli nie?
Strona chinska. na poczatku sprawozdanie z mojego zdrowia, wypelniłem broszurke o HIV, i ptasiej grypie. (Mialem troche pietra bo ostatnio mialem goraczke i kiepsko sie czulem, a na dodatek w rejonie w ktorym bylem przez jakis czas wystapily przypadki zgonow ptactwa.)
Na szczescie to tylko formalnosc i nikt mi nie mierzyl temperatury.
Nastepnie ide do Imigracion po pieczatke. ha ha nie tak szybko.
Przedtem koles w "Informacji" (ciekawa nazwa bo zadnej nie udzielal) przeglada moj paszport.
"O tu Pan byl, o i tu Pan byl. Niech sobie spocznie na krzeselku."
Moje wizy z Iranu i Pakistanu chyba mu sie za bardzo nie spodobaly.
Generalnie byl nastroj inwigilacji."A czemu Pan do Chin jedzie?"
Glupie pytanie przeciez zaznaczylem w formularzu ze "zwiedzac" nie?
Po paru minutach dal sobie spokoj i puscil po pieczątkę (jasnie najjasniejsza).
Tam Pan znowu przeglada, ciekawe czego szuka? he he Chinol!
Ostatecznie przechodze granice i ku obopolnej radosci wkroczylem do tego przeogromnego kraju.
Obopólnej bo zaraz za niewidocznymi drzwiami rzucaja sie na mnie panie spekulantki waluta.
I zaczynamy negocjacje.
"Ko Ko Ko Sz szlll."
Ostatecznie troche mnie zdarly ale i ja je tez.
Jestem w Chinach. W plecaku mam wazacy 1.5 kilograma przewodnik po tym ogromnym kraju. Juz pare razy probowalem wyczaic co i jak zobaczyc. Ale na dzien dzisiejszy to mnie to przerasta.
DALEJ PRZYGODO!!!