Co tu duzo gadac padalo, i mgla z Semeru sie wycofalem po dojsciu do obozu wysunietego (Kalimati ostatni z schronem). Szlak pod Semeru jest strasznie zarosniety, sporo chaszczowania i doslownie na czworakach w blocie. Gdy dotarlem do Kalimati tak bylo mokro ze ogien dopiero za 3 razem "zajarzyl". Budze sie dnia nastepnego o 3 w nocy. Wychodze na zewnatrz. I to samo, mgla, wiatr, deszcz. Widocznosci zero z udzialem czolowki. Mysle sobie........ odwrot. Trzeba wrocic po monsunie.
A Bromo pobieznie to znaczy, z Ranu Pani przeszedlem 4 godziny w deszczu, krzalu i mgle. Do krawedzi olbrzymiego krateru. Juz mi sie zaczelo odechciewac, na szczescie zaczelo sie troche przerzedzac. Zejscie w dol i kolano zaczyna bolec, chyba chce mi powiedziec ze nie lubi sliskich sciezek i kszalowania.
Doczlapuje sie pod Cemero Lawang. Sam krater Bromo jest caly czas w chmurach. Lecz widocznosc wewnacz kotliny mam dosc dobra. Juz sobie daruje reszte wycieczki i zjezdzam w dol. Czas odpoczac na jakiejs plazy.