Zapowiadalo sie dlugo ale poszlo szybciej niz "ludzie mowia". Po przyjezdzie do Pokhary i zalogowaniu sie u mojego hosta z Hospitality Club zaczelem dzialac. To znaczy kupilem mape i przewodnik. Mozna tu wszystko kupic, w cenach dla turystow. 22 czerwca podjechalem stopikiem do miejscowosci Phedi i z tamtat podszedlem do
Dampus gdzie nocowalem. Nastepne 2 dni to lojenie do A.B.C na 4100. Postanowilem zrobic to szybciej bo ceny tu maja jak z Krupuwek a ja tam nie jadam. Wszedzie jest menu dla turysty 2 lub 3 razy drozsze niz dla miejscowego.
W Base Campie z rana pomimo zblizajacego sie monsunu mialem piekna pogode co postanowilem uwiecznic na zdieciach. Powrot juz nie byl taki szybki ale do Tatopani szedlem dnia nastepnego. Nastepnie ruszylem w gore doliny Kali Gandaki. Musze przyznac ze jest malownicza a gdy wstepuje sie do rejonu Mustang to jak by do innego swiata. Czyzby Tybet? W Tybecie nie bylem ale pewnie tak wyglada.
Przelecz Torong La 5400 m.p.m. zloilem bez problemow wysokosciowych. Wczesniejsza aklimatyzacja na Nanda Devi sie przydala, podobnie w A.B.C. Najpierw zanocowalem na 4400 i stamtad z rana w 2.5 h ile fabryka dala na gore. Niestety widoki kiepskie na zachod chmury wszystko zaslanialy. Na wschod przy sniadaniu widac bylo jeszcze Duhaligiri ale potem kiepsko. Zdjecia sa wiec historycznie uwiecznione. Zejscie za to bylo mordercze. Ceny zmusily mnie na dojscie az do Manang wiec, zloilem w dol jakies 2.5 tys. metrow a przedtem 1000 do gory. Dzien byl wyczerpujacy.
Lecz to nie zrazilo "niezmordowanego Pawla K." Tilicho Lake dnia nastepnego tez zobaczylem 4919m wiecie nad czym. Podobno najwyzsze jezioro na swiecie? Tak informacja glosila. Zanocowalem wiec troche nad nim gdzies na 5000 w celu dalszej aklimatyzacji (To tak przed Ladakiem). Z symptomow choroby wysokosciowej nici, i dobrze!!!Tylko pogoda byla kiepska padalo caly czas i zimno wiec jak by to powiedziec malo przyjemnosci duzo nieprzyjemnej roboty.
Po zejsciu do Manang zaczal sie horror bo zlapalem jakies cholwerstwo i dezynteria przez 2.5 dnia w polaczeniu z marszem moze wykonczyc kazdego. Nie znasz czasu ani miejsca kiedy uderzy kolega sr....
Na szczescie dobra dusza podarowala mi pastylki ktore postawily mnie na nogi i szczesliwie 7 lipca znalazlem sie w Besisahar.
Taka to byla wycieczka moi drodzy sluchacze!!!!
Info techniczne:
Start 3 dniowy zapas zarcia, spalem w namiocie wszedzie, targowalem sie ze nie ma zmiloj i Thorong la od zachodu wcale nie jest taka straszna jak ludzie powiadaja. To biznes turystyczny tak glosi.