No to wrocilem. Do Chin.
Zdanie powyzej generalnie nieznacznie oddaje moje wrazenia.
Do granicy doszedlem z buta. Tuz przed pierwszym szlabanem zaczepilem jedna ciezarowke. Okazuje sie ze nie bylem sam juz jeden facet siedzal w srodku, a zaraz po mnie dosiadla sie jakas babka. Wszyscy w ten sam sposob. Szlabany przejezdzasz w ciezarowce. Odpawa paszportowa jest w osobnym budynku wiec i tak musisz sie pokazac osobiscie. To znaczy bez samochodu. he he.
A dalej znowu wskakujesz w jakas ciezarowke i do Chin, w Chinach podobnie. Tylko spryskuja samochody jak w myjni, nie z szlalfu jak w Mongoli.
Mongolowie to sobie juz dawno opatentowali. Po szybkiej i sprawnej odprawie po stronie mongolskiej nawet Pani funkcjonariusz sama wsadza mnie do czekajacej ciezarowki.
Wchodze do ladnego budynku chinskiego. Paszporcik ogladaja, pieczatki wbijaja a po chwili na boczek zabraszaja. Trzepanko jeszcze lepiej niz na dowidzenia ostatnim razem. Przeswietlaja CD, przegladaja zdjecia w aparacie. Maja jakies obiekcje, lecz to Mongolia to nie moga nic poradzic. Pan gruby Chinczyk pokazuje na moja mini maczete i kiwa palcem ze to nie przejdzie. Ja mu na to "Spadaj pan to moje" i sie odczepil.
Jakies 40 minut im to zajmuje. Generalnie puszczaja z wesolym be be.
Niezle sie narobilo przez ta hryje w Tybecie i olimpiade. Juz w Mongoli slyszalem ze nie daja wiz do Chin tan latwo. Wszystko musisz miec zabukowane wczesniej. A i wtedy tez nie mozesz byc pewien.
Wyglada na to doslownie jak "Kij w mrowisko"
I to nie jest koniec w nastepnych miejscach policja tez nie daje spokoju.
Czytaj dalej w nastepnych miejscach. CDN...