Do Madang doplywamy po stoczeniu kolejnej batali z pradami i wiatrami w okolicy wyspy i wulkanu Kar Kar.
Po drodze towarzyszyly nam delfiny scigajac sie i figlujac przed naszym dziobem.
Medang to ponoc jedno z najladniejszych miast Pacyfiku.
Polozone na rozbudowanej lini brzegowej z wieloma malymi wysepkami i zatoczkami.
Na pierwszy rzut oka przypomina Wewak lecz jest tu znacznie wiecej ludzi. Wiecej urzedow. A nawet internet za 35 Kina (15 AUD) od godziny.
Jest tez wiecej sklepow jak rowniez wielki makret. Z wszystkimi warzywami i owocami z okolicy, Uwage zwracaja lokalne ozdoby wykonane z muszelek i roznego rodzaju dodatkow. Plecione i tkane reczie torby bardzo charakterystyczne dla kazdego mieszkanca PNG. Jest troche rzezb i artefaktow wykonanych z mysla o turystach. Choc tych poza nami niewidzialem.
Udaje nam sie dostac paliwo. Braian (skipper) oficjalnie zglasza nas do Custom i Qurarantaine.
O epidemi cholery na poludnie od Madang nie za wiele sie mowi lecz w gazetach jest troche zametu.
Policjanci w Lae narzekaja na z kiepskie warunki sanitarne. Co przyczynia sie do mozliwej epidemi rowniez w areszcie. Generalnie panika!
Po dwoch dniach ruszamy dalej korzystajac z przychylnych warunkow.
Wieje, lecz nie wieje wystarczajaco silnie zeby nas zatrztnac, kierunek oczywiscie na nos.
Przed nami Vitiaz Strait. Wielkie fale, silny przeciwny wiatr i prad.
Takujemy lecz katamarany nie sa w tym za dobre