Africa rules, creasy rules. Something tells me that I like it already!!
Po kolejnych 12 dniach, dwoch nie groznych burzach, kilku dniach niemrawych wiatrow doplywamy do Richards Bay w Poludniowej Afryce. Tak mapa wskazuje.
Crazy rules, balck man in uniform rules! Czyli nikt sie nie spieszy zeby nam w papiery zajrzec lub nawet na poklad zawitac. Dwa dni czekamy na Immirgation i Customs. Na dobra sprawe to moglbym zwiac z pokladu i cieszyc sie nie poskrompiona wolnoscia bez pieczatkowa !!!
Wszystko to troche opoznilo mi organizowani nastepnego etapu mojej skromnej wycieczki, czyli ........? Jeszcze wam nie powiem, choc nie ktozy juz sie domyslaja.
W miedzyczasie oblewamy przekroczenie Oceanu Indyjsjkiego i oczywiscie zakochujemy sie w miejscowych dziewczynach.
Dwanascie krow i prosze jest twoja. Kupic sobie zone moge a co!! Proste nie?
Ale najlepszy numer to byl jak sie spinalem ze podobno musze miec jakis bilet powrotny.
Oficjal ktory w koncu na poklad zawital nawet mnie nie widzial bo bylem w kiblu na ladzie. Pieczatke wstawil i powiedzial zebym do biura w miescie zawital. Gdy sie tam stawilem, podwiedzony przez miejscowych z 2 piwami po drodze. (No przeciez nie bede odmawial!!) Facet za biurkiem chyba tez wydawal sie wstawiony! Wyszlo na to ze nic nie musze miec, a S.Africa wita mnie z otwartymi ramionami i blyszczacymi usmiechami.
Rock and Roll...............................