hmmm..... Broome
Kolejny 24 godzinny run, i z chwila opuszczenia Kimberly powraca szczescie do ryb i lowimy 3 spore Hiszpanskie makrele. Dzis kolacja wysmienita! Gaven gotuje.
Do Broome doplywamy na zachod slonca. Niezle powitanie co? Lecz tez przybywamy do tego portu z sporym grymasem na twarzach poniewaz musimy tu pobrac paliwo a miejsce nie jest przystosowane do zaopatrywania malych jednostek.
Broome jest slynne z swojej plazy- Cable Beach ktora wydluza sie niesamowicie podczas odplywu. A my akurat przybywamy tu w czasie wiosennego przesilenia i roznica czasem siega 10 m.
Wszystko to stresuje Petera poniewaz nie chcemy zniszczyc Tamashy o pomost podczas tankowania.
Podejscie i zatankowanie bylo operacja jedyna w swoim rodzju.
Kotwica rzuc na dziobie i na rufie. lina do pomostu, trzymaj odleglosc. Brad na dingy w razie czego ma odpychac Tamasze z Dingy.
plyw przy pomoscie raz nas odpycha raz napychaja, fale kolysza, maszt glowny chybocze jak wycieraczka w deszczowy dzien.
Tarcimy pozycje 3 razy za nim udaje nam sie zatankowac do pelna. w miedzy czasie Brad przechodzi sprawdzian z wiazania wezlow i nukowania po line. Dobra rehabilitacja gdy raz plynelem po dingi bo Brad kiepsko dowiazal ja do lajby.
My na Tamashy walczymy z kotwicami!
Usmiech wraca na twarzy gdy uwalniamy sie od tego miejsca, zarzucamy kotwice raz jeszcze tym razem na w poblizu Cable Beach.
Plaza jest atrakcja, i wszystko dookola jest turystyczne jak cholera. a w samym srodku tego wszystkiego Tamasha uatrakcyjnia wszystkim widok na zachod slonca.
Lecz to my mamy najlepsze miejsca siedzace z drinkiem w reku patrzac na tych co patrza na nas!!